Na scenie w zręcznych metaforach przewija się ponad sto lat historii. Całość zaczyna się od małego miasteczka w Polsce na początku XX wieku; rodzinie podrzucone zostaje dziecko – chłopiec nienawidzi światła, przewiduje przyszłość, widzi więcej niż inni. Ucieleśnia pogmatwane losy całego stulecia. Jesteśmy świadkami dwóch wojen i powiązanych z nimi zdarzeń; wymordowania Żydów, działalności ruchu oporu, międzywojennych konfliktów społecznych, stalinizmu. W te wydarzenia wpisują się indywidualne historie i z pozoru niezwiązany z nimi powtarzalny motyw – cyrk. Dochodzimy w końcu do obecnych czasów – placu przemianowanego na „Plac Wolności”. Współczesność nie jest teatrem, ale cyrkiem, panuje nadmiar i nadprodukcja, wszystko jest bardziej rzeczywiste od rzeczywistości, czy – mówiąc językiem baurdrillardowskim – hiperrealne. Prawdziwa władza to zdolność wzbudzania śmiechu, strachu lub podziwu. Pojawia się w tym świecie tęsknota, ale nie za bardzo wiadomo za czym, bo przecież nie za przeszłością?